Poddali się, ale nie bez walki
Grozili śmiercią zarządcy budynku, zdemolowali drzwi, a na interweniujących policjantów rzucili się z rękami. Teraz za przestępstwa te mogą spędzić w więzieniu najbliższe pięć lat. Kara ta grozi trójce bielszczan w wieku od 27-48 lat, zatrzymanym wczoraj przez policjantów komisariatu IV.
Grozili śmiercią zarządcy budynku, zdemolowali drzwi, a na interweniujących policjantów rzucili się z rękami. Teraz za przestępstwa te mogą spędzić w więzieniu najbliższe pięć lat. Kara ta grozi trójce bielszczan w wieku od 27-48 lat, zatrzymanym wczoraj przez policjantów komisariatu IV.
27-letnia bielszczanka i towarzyszący jej mężczyźni wyłamali drzwi w mieszkaniu przy ulicy Wapienickiej w Bielsku-Białej, z którego kobieta została wcześniej eksmitowana. Urządzili tam libację alkoholową, w czasie której snuli plany o rychłym powrocie do mieszkania i ponownej przeprowadzce. Nie zdążyli zrealizować zamysłu, bo odgłosy balangi zaniepokoiły sąsiadów. Powiadomili zarządcę budynku, który natychmiast pojawił się na miejscu i zażądał, aby opuścili lokum. Była lokatorka i jej goście nie zamierzali się jednak poddać bez walki. Odmówili wyjścia z mieszkania, a obecnemu na miejscu administratorowi zagrozili pozbawieniem życia. Na pomoc wezwano policjantów. Widok umundurowanych stróżów prawa nie zrobił na trójce biesiadników większego wrażenia. Obrzucili policjantów słowami powszechnie uznawanymi za wulgarne. Kategorycznie odmawiali też wykonania poleceń. W pewnym momencie ich agresja przerodziła się w rękoczyny. Doszło do szarpaniny, w czasie której policjanci obezwładnili rozjuszonych napastników i zakuli ich w kajdanki. Badanie alkomatem wykazało, że każde z nich miało we krwi grubo powyżej dwóch promili alkoholu. Kobieta noc spędziła w policyjnym areszcie, a jej kompani od kieliszka w bielskiej izbie wytrzeźwień. Dzisiaj usłyszą zarzuty gróźb karalnych, uszkodzenia mienia oraz znieważenia interweniujących policjantów i naruszenia ich nietykalności cielesnej. O dalszym losie zatrzymanych zadecyduje prokurator.